środa, 9 grudnia 2009

Wrzask zamiast debaty o uczelniach

Wrzask zamiast debaty o uczelniach - Jan Winiecki 9.12.2009 Dziennik Gazeta Prawna str. 14 Opinie

Spór o poziom nauczania na polskich uniwersytetach staje się coraz mniej akademicki w swej formie i treści. Może i nie zabrałbym głosu w zgiełku czynionym przez Gazetę Wyborczą w kwestiach związanych z poziomem szkolnictwa wyższego - zgiełku, bo nawet przy dobrych chęciach nie widzę w nim wiele dyskusji, czyli przedstawiania alternatywnych, racjonalnych argumentów.


(...)
Budzi natomiast irytację niezauważanie tego, że standaryzowane biadolenie na temat poziomu studentów jest w dużej mierze nostalgią za studiami dla garstki najlepszych.
(...)
W dotychczasowym zgiełku wyodrębniłem głosy tych, którzy widzą remedium na obniżający się poziom w zaakceptowaniu masowości na szczeblu licencjatu i elitarności na szczeblu magisterium. Nie tędy droga! Studia licencjackie powinny dawać ich absolwentom coś konkretnego. O ile decentralizacja w stylu amerykańskim jest jak najbardziej potrzebna, o tyle, jeśli idzie o treść studiów, to uważam model niemiecki za lepszy. Tam Grundstudium (licencjat) daje konkretny zawód, a jeśli chce się rozszerzać horyzonty, wchodzić w obszary graniczne z innymi dziedzinami wiedzy, pogłębiać wiedzę podstawową wyniesioną ze studiów pierwszego stopnia, wybiera się studia magisterskie.
(...)
A jeśli nie lubi się (albo nie rozumie) mechanizmu rynkowego, to stwierdza się, że nie działa on w polskim szkolnictwie wyższym. No, bo mamy wiele uczelni i mimo upływu lat wcale nie jest tak, że na rynku ostały się tylko te lepsze - to znaczy te, które produkują kompetentnych, sporo umiejących absolwentów. Otóż jest to nieporozumienie. Rynek działa dobrze, jeśli struktura bodźców dopasowana jest do oczekiwanych celów. Tymczasem u nas rynek, a właściwie dwa rynki, działają całkiem dobrze.
(...)
Z jednej strony mamy więc jako tako funkcjonujący rynek uczelni, do których trafiają w większości studenci, którzy chcą się czegoś nauczyć (czy to, czego chcą się nauczyć, jest dobrym wyborem - o tym w ostatniej części tej polemiki). Mają oni jednak problemy wynikające z nie najlepszego bagażu przeszłości: tego, co wynieśli ze szkoły podstawowej i średniej, a także tego, z czym stykają się na studiach. Jeśli chcemy podnosić poziom studentów i poziom studiów, to propozycje poprawy mają sens tylko w odniesieniu do tej właśnie części rynku szkolnictwa wyższego. Czyli do tych, którzy chcą zdobyć wiedzę. Drugi rynek Niestety, u nas funkcjonuje i drugi - faktycznie odrębny - rynek. To znaczy rynek studentów, którzy nie chcą się przemęczać i interesuje ich głównie papierek, czyli dyplom ukończenia studiów wyższych. I ten rynek funkcjonuje lepiej niż dobrze, gdyż nie działają tutaj bariery nie najlepszego bagażu wniesionego ze szkoły średniej (i często z domu...). Struktura bodźców jest tutaj idealnie dopasowana. Popytowi na papierek odpowiada podaż dających papierki uczelni. Wszelkie nawoływania do podnoszenia poziomu wymagań - od studentów, ale także od wykładowców - nie odniosą żadnego skutku w odniesieniu do uczestników tego drugiego rynku. Studenci na rynku papierków wiedzą, czego chcą, i rynek to właśnie, czyli wyłącznie dyplom, im daje. Nie mam recepty na pozbycie się tej kategorii studentów i uczelni.
(...)