wtorek, 3 listopada 2009

Student i makroproblem

Student i makroproblem - AGNIESZKA FIEDOROWICZ 3.11.2009 Przekrój str. 18 Kraj
(...)
Szykowana w Ministerstwie Nauki 1 Szkolnictwa Wyższego nowelizacja ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym" zmierza do większej swobody uczelni w ustalaniu programu tradycyjnych kierunków studiów. Sztywna lista kierunków zostanie zastąpiona przez Krajowe Ramy Kwalifikacji, czyli opis kluczowych umiejętności, jakie ma uzyskać absolwent w ośmiu szerokich dziedzinach akademickich (na przykład nauk społecznych, prawnych czy matematycznoprzyrodniczych). - Na podstawie tych ram uczelnie same będą kształtować ofertę dydaktyczną, co pozwoli im poszerzyć listę studiów interdyscyplinarnych. Mówiąc obrazowo: ogólnie wskażemy nie tylko poziom wiedzy, ale też umiejętności, jakie musi posiadać absolwent w danej dziedzinie, jednak to uczelnia zdecyduje, czego i jak nauczać - mówi minister Kudrycka. - To z kolei pozwoli wyjść naprzeciw potrzebom i studentów i lepiej przygotować ich do potrzeb pracodawców. Już w przyszłym roku akademickim prawo samodzielnego tworzenia oferty kształcenia dostaną uczelnie mające uprawnienia habilitacyjne. Rozliczą z umiejętności.  Bardziej elastyczny system studiowania może jednak spowodować, że problem braku miejsc na uczelniach i kombinowania profesorów, jak tworzyć programy, aby zachować jakąś ich interdyscyplinarność i możliwość uczestniczenia w zajęciach, może nagle wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Największe wyzwanie, jakie teraz czeka więc uczelnie, to umiejętna reforma finansowania kierunków oraz zmiany w systemie planowania grafików zajęć. I to takie planowanie, by uwzględniać interesy studentów całej uczelni, a nie tylko jednego kierunku czy wydziału. - Dobrym przykładem, z którego powinniśmy czerpać - tłumaczy minister Kudrycka - jest system major i minor, czyli główny i poboczny tok studiów, na uniwersytetach amerykańskich, gdzie główny kierunek studiów jest obierany dopiero po pierwszym lub drugim roku, a studenci mają dużą dowolność w wyborze. Reforma studiów to gra warta świeczki. Jeśli wejdzie w życie, jest szansa, że dyplom nie będzie (jak dziś) odzwierciedleniem sumiennego „zaliczania" tradycyjnego programu. Uczelnia rozliczy nas z konkretnych umiejętności wymaganych na danym kierunku. O wartości naszego dyplomu zadecyduje to, ile sami zdołaliśmy się w czasie studiów nauczyć. No i wreszcie wyjedziemy z uczelnianego sklepu z zakupami, z których da się ugotować więcej niż jedną potrawę.