Demoralizacja wykładowców i studentów, chałturnictwo i
fasadowość kształcenia są skutkiem skrajnego, żywiołowego urynkowienia
studiów, rezultatem dotychczasowej neoliberalnej polityki edukacyjnej.
Polityki obłudnej. Najpierw wszystko na żywioł: uczelnia to taki sam
biznes jak inne, zaróbcie sobie, a poszukiwacze łatwych dyplomów niech
się schronią na kilka lat w przechowalni, to bezrobocie będzie mniejsze;
po czym nagle z moralizatorskim zapałem kontratak pod hasłem jakości
kształcenia. Powszechnie znienawidzone sylabusy i arkusze samooceny
Krajowych Ram Kwalifikacji to megazłodziej i marnotrawca akademickiego
czasu. Wykładowcy zaczynają dziś – tak jak lekarze i aptekarze w
relacjach z pacjentami – zajmować się wypełnianiem formularzy zamiast
samokształceniem, badaniami i kontaktem ze studentami – pisze prof.
Mirosław Karwat.
Po tekście „Szkoły lansu i balansu”